Czechy
Horice – 300 zatacek Gustava Havla

Horice – 300 zatacek Gustava Havla


Urodzinowy wyjazd

Jednym z moich niespełnionych marzeń, było zawsze pojechać na wyścigi motocyklowe. W tym roku postanowiłam spełnić to marzenie na swoje urodziny i zobaczyć słynne na całą Europę wyścigi w Horicach o nazwie „300 zatacek Gustava Havla”.

Kilka miesięcy przed planowanym wyjazdem, zaczęłam szukać noclegu na terenie Horice. Jednak jak się okazuje, noclegu najlepiej szukać w dzień wyścigów… na następny rok. Po długiej walce i milionach maili, udało mi się znaleźć nocleg oddalony o 18 kilometrów od celu. Zostało tylko przygotować się do wyjazdu.

300 zatacek Gustava Havla

To wyścigi motocyklowe odbywające się w Horicach od 1936 roku, które swoją popularnością ściągają motocyklistów z całej Europy. Nazwa wyścigów, wzięła swoją nazwę od tego, że po pokonaniu 12 okrążeń na trasie w Horicach, pokona się dokładnie 312 zakrętów. Natomiast dopiero od 1968 roku, wyścigi noszą nazwę Gustava Havla. Słynnego, czeskiego zawodnika, który był jednym z najlepszych na świecie. Zginął tragicznie w wypadku w 1967 roku.

Piesza wycieczka

Po dojechaniu do hotelu, zameldowaniu się, poszliśmy zapytać się o transport do Horic, bo jak nas wcześniej poinformowano, miały być jakieś busy. Jest… jeden… w połowie dnia czyli w połowie wyścigów. Szybka decyzja – łapiemy stopa. Do celu mamy zaledwie 18 km. Ruszyliśmy więc w stronę Horic, próbując złapać jakieś auto. Po jakieś 2-3 km udało nam się zatrzymać pierwszego kierowce, który powiedział, że kawałek może nas podrzucić. Wysadził nas na kompletnym pustkowiu, gdzie droga wyglądała jak ze starych płyt idąca przez pola i las… Nie wierzyłam, że uda nam się na tym odcinku złapać kolejnego kierowce, ale nim skończyłam zdanie, nadjechało kolejne auto, z przemiłą rodzinką, która postanowiła nas podrzucić do samego centrum.

W centrum przywitały nas tłumy motocyklistów i rozbrzmiewający dźwięk „fruwających” po torze motocykli. Podejście do toru z miejscem w pierwszym rzędzie praktycznie graniczyło z cudem, ale nie poddawaliśmy się. Udało nam się dotrzeć do barierki i obejrzeć wyścig. Staraliśmy się obejść tor z różnych stron, by zobaczyć wszystko. Samej atmosfery i całego wydarzenia nie idzie opisać słowami. Impreza świetnie zabezpieczona i nie żałuje żadnej minuty spędzonej tam. Jedynie co pozostaje wybrać się teraz na słynne zawody TT na Isla of Man.

Wyczerpani atrakcjami całego dnia, usatysfakcjonowani, ruszyliśmy powoli w powrotnym kierunku z nadzieją, że równie szybko uda nam się znaleźć transport powrotny. Na wylocie miasta znaleźliśmy przystanek autobusowy, jednakże żaden autobus nie jechał w kierunku naszej. Trochę zawiedzeni ruszyliśmy powoli w kierunku naszego hotelu.

Powrót okazał się dużo trudniejszy, zaczęło się robić ciemno, a od dłuższego czasu nie przejechało żadne auto. Napój na drogę skończył się już dobrą chwilę temu, a do najbliższego miasta kilka kilometrów. Z coraz mniejszą nadzieją po prostu szliśmy w kierunku hotelu, ze świadomością, że czeka nas 18 kilometrowy spacer. Na moich nogach powoli pojawiały się pęcherze i coraz trudniej się szło. Aż po 9 kilometrach pieszej wycieczki, które udało nam się przejść w około 5 godzin, pojawiło się 10 światełko w tunelu w postaci auta. Spróbowaliśmy je zatrzymać, udało się! Zatrzymała się bardzo miła para dopytując gdzie idziemy. Wytłumaczyliśmy im sytuacje i postanowili podwieźć nas pod hotel! Ba! Nawet poczęstowali swojską nalewką.

To był pierwszy raz jak łapałam na terenie Czech stopa, muszę przyznać, że Czesi dużo częściej i chętniej zatrzymują się by pomóc. Język nie stanowi żadnego problemu, mówiąc wolno i wyraźnie, świetnie nas rozumieją i wzajemnie.

Jeśli mój artykuł pomógł Ci w zaplanowaniu trasy i zebraniu niezbędnych informacji, będę wdzięczna za wsparcie w spełnianiu moich marzeń w postaci postawienia mi kawy!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dodaj komentarz