Dania – Blokhus, Latarnia morska Rubjerg Knude
Najciekawsze atrakcje północnej Dani w 3 dni. Mission impossible?
Dzień 2
Drugiego dnia, równie wcześnie wyruszyliśmy na zwiedzanie Jutlandii Północnej. Wczorajszego dnia zwiedziliśmy północną i wschodnią część od strony Bałtyku. Teraz nadszedł czas na stronę zachodnią od strony Morza Północnego.
Blokhus
Miasteczko Blokhus znajduję się w zachodniej części Jutlandii Północnej. Jej głównej atrakcją jest dość niezwykła plaża. Po raz pierwszy w Europie spotkałam się, że na plaże można… wjechać autem. A więc zabraliśmy sprzęt do grillowania, stroję kąpielowe i ruszyliśmy w drogę. Już kilkaset metrów od plaży, drogi były częściowo pokryte piaskiem, cała podekscytowana nie mogłam się już doczekać jazdy autem po plaży. Początkowa część plaży była dość mocno ubita przez jeżdżące auta, ale czym dalej odjeżdżaliśmy, tym większe było ryzyko zatrzymania się, żeby się nie zakopać. Po krótkiej chwili znaleźliśmy miejsce, gdzie mogliśmy bezpiecznie zatrzymać auto, w miare bezludnym miejscu.
Kolejny wietrzny dzień, zachwycił nas pięknymi falami na Morzu Północnym. Niewiele myśląc wskoczyliśmy do lodowatej wody poskakać na falę. Po chwili zabawy zmarznięci wyskoczyliśmy, aby zjeść ciepły posiłek i z powrotem wrócić do lodowatej wody. W porównaniu do palmowej plaży, tu trzeba było zachowywać wielką ostrożność, bo już po kilku krokach, woda robiła się głęboka.
Morze Północne, jazda autem po plaży to nie jedyna atrakcja. Wiele osób jak i turystów przyjeżdża do Blokhus podriftować na plaży. Więc skoro już tutaj dotarliśmy, szkoda by było nie skorzystać z odrobiny zabawy.
Latarnia morska Rubjerg Knude
Kolejnym punktem naszej wycieczki była latarnia morska Rubjerg Knude. Pozostawiliśmy auto na parkingu i czekał nas spacer około 2 kilometrów. Ze względu na warunki panujące wokół latarni, podjechanie bliżej jest niemożliwe, ale o tym mieliśmy się dowiedzieć dopiero po chwili.
Spacerowaliśmy ścieżką, pośród zieleń i pasących się owiec, gdy naglę zza horyzontu wyłoniły się nam ogromne zaspy z piasku, niczym początek pustyni. Na szczycie wydm można było zauważyć latarnię. Z wielkim niedowierzaniem, zbliżaliśmy się coraz bardziej, aż w końcu zmuszeni byliśmy ściągnąć buty by spokojnie móc wdrapać się na szczyt wydm do latarni. Wejście na górę było całkowicie darmowe, więc bez chwili zastanowienia wspięliśmy się na 23 metrową latarnię, by podziwiać widok rozbijających się fal o klify.
Od razu zainteresowała mnie historią latarni w środku „pustyni”, więc wczytałam się, by dowiedzieć się jak to się stało. Została ona wybudowana na przełomie 1899-1900 roku, początkowo otaczały ją OGRODY, ale z upływem lat sukcesywnie zaczęła tworzyć się wydma, zasypując ją i blokując tym samym rozprzestrzenianie się światła. Już po 50 latach, bo w 1953 roku, latarnia ta została wyłączona, gdyż wydmy tłumiły dźwięk syreny przeciwmgielnej. Przez kolejną dekadę, regularnie odkopywano latarnię, jednakże okazało się to syzyfową pracą i w latach 60. została całkowicie wyłączona z użytku. Obecnie służy ona tylko w celach turystycznych. Możliwe, że to pierwszy i ostatni raz, gdy udało mi się zobaczyć latarnie na wydmach. Początkowo stała ona 200 metrów od morza i z roku na roku, jest coraz bliżej klifów. Możliwe, że w najbliższych latach, morze pochłonie ją całkowicie.